poniedziałek, 31 października 2016

Załatwiłam dynie, czyli Halloween w kuchni

Dzisiaj jest Halloween!
W sobotę walczyłam z dynią. Pokonałam ją ... I dzisiaj będzie zjedzona!

Zapomniałam poprosić męża o pomoc w przekrojeniu dyni na pół. Dyńka leżała pare dni i trochę się jej skóra utwardziła, wysuszyła. Co robić? Musiałam użyć siły w obronie własnej. Dzisiaj mają przyjść teściowie na Halloween, a ja pracuje. Musiałam więc, część kolacji przygotować wcześniej. A jak ja się uprę, to ... jak babcia Mysia. Kto zna, to wie o czym piszę. Jak to słyszałam kiedyś "gena się nie wydłubie".
Załatwiłam dynie, to znaczy udało mi się w końcu przekroić na pół bez skaleczenia się. A łatwo nie było, co widać na dołączonych fotkach i tzw. sprzęcie użytym do tej operacji. Cała, no może pół kuchni było w pestkach i innch szczątkach dyni. Pestki ze środka dałam wiewiórce, szczęśliwa była, że ho!
Kuchnie posprzątałam, czyli śladów nie ma. Dzisiaj ją zjemy i będę miała specjalną satysfakcje jak sobie przypomnę moją sobotnią bitwę!



Fot : Marecka. Ja nie dam rady?!


Fot : Marecka. Sytuacja prawie opanowana.



piątek, 28 października 2016

No i trzeba było kupić szczura


Jak co roku zrobiliśmy dekoracje halloweenową. Osobiście wolałabym obchodzić Dziady, ale po pierwsze mieszkamy w Kanadzie, a po drugie mamy dziecko urodzone tutaj. To tak w nawiasie.
Wszystko na miejscu, dynie, jakieś kościotrupy i inne grobowo nastrojowe dekoracje. Moje pelargonie jeszcze w formie, mimo pierwszych przymrozków, więc też zostały wkomponowane w nastrój jesienno halloweenowy.
Jednak, któregoś poranka zobaczyłam prawdziwe ślady działania czegoś z zębami i na pewno to nie był wampir. Chociaż kto wie, jak to stwierdził młody. Wyszedł z grobu w nocy i pogryzł nam dynie.
Mąż stwierdził, że to te moje wiewiórki!
No i co o tym myśleć? Wampir czy wiewiórki, a może szop pracz albo jakiś inny biedny głodny skunksik?

Nie było rady, za namową Tubylców pojechałam do sklepu kupić szczura, który ma odstraszać wszelkie inne zwierzaki. Akcja się udała, czyli podgryzanie dyni się skończyło. Pojawił się natomiast inny problem. Teraz, za każdym razem jak wychodzę z domu, to się zawsze wystraszę, że mało ze schodów nie spadnę.

Fot : Marecka. Szczur straszak.

Fot : Marecka. Dziecko straszak.

Fot : Marecka. Dekoracja sąsiadów.
Fot : Marecka. Fragment naszej dekoracji.


Fot : Marecka. Szczur straszak widziany z góry.




piątek, 7 października 2016

Hydraulik

"Urwał nam się zlew w laboratorium, to znaczy odkleił. Pod wyciągiem zamiast spływu zrobiła się dziura. Tak, mamy zlew pod wyciągiem! Nie, nikt nie ucierpiał. Nie, nie chodzi o uszczelkę. Był przyklejony silikonem albo klejem do blatu i się odkleił. Tak, tak proszę zapisać. Dziękuję, nie, nie jest pilne, bo mamy inny sprawny wyciąg. Tak poczekam."

Tak wyglądała moja rozmowa z telefonistką, która przekazuje problem do hydraulika. Cytuję tę rozmowę, ponieważ łatwo nie było przekonać miłą panią, że to problem dla hydraulika.
Po paru dniach, przyszli Oni. Hydraulicy. Jeden młody, chyba się uczył a drugi coś à la utyty Jan Himilsbach, jeśli chodzi o głos. Od razu przeszli do konkretów, czyli kazali sobie zrobić miejsce do bezpiecznej pracy. No i się zaczęło! Jak to w pracy hydraulika, raczej przez większość czasu widać tylko ich tyły. I to jest całkiem normalne. Jednak oni, hydraulicy, zanurzeni są w swojej pracy, to znaczy w szafce albo pod wyciągiem (jak na fotce) i cały czas coś mówią. Ci akurat mówili do mnie. Słabo słychać, nie wyraźnie jakoś i mają swój język. Chciałam być miła, więc co jakiś czas przytakiwałam, że słucham mówiąc, tak, tak, a jak, no pewnie ... 

Praca skończona panowie ciut zdziwieni, że odpowiedziałam "no pewnie" na pytanie czy chciałabym być hydraulikiem, ale ja czuje niedosyt. Niedosyt, bo oni jak już wyjdą z tych kanałów na powierzchnię, to nie rozmawiają?! A ja chciałam im wszystko wytłumaczyć, że źle zrozumiałam i wcale nie chciałabym być hydraulikiem tylko jeśli już to dentystą.

I wtedy do mnie dotarło, że dentysta to dopiero pole do popisu, jeśli chodzi o dialog. Przecież oni, dentyści mają najwięcej pytań, jak buzia pacjenta jest wypchana czymś tam, czyli jakimiś odsysaczami, tamponami itd. My, pacjenci oczywiście odpowiadamy, coś jak pani z dworca w Koluszkach próbująca mówić po angielsku. A oni, dentyści odpowiadają i to na temat! Oni dobrze słyszą co my mówimy z tymi wypchanymi dziobami!? Jak nic uczą się tego w czasie swoich studiów. Hydraulik natomiast powinien, hm no nie wiem przygotować pytania na piśmie?


Fot : Marecka. Pracuje się.