wtorek, 18 grudnia 2018

Święty Mikołaj

Zbliżąją się święta ...

Moje dziecko poprosiło mnie o rozmowę, o taką poważną, powiedział. Byliśmy sami w domu, wieczór, śnieg za oknami. Dzisiaj miał dzień wolny w szkole, zabrałam go do muzeum nauki plus na film o oceanach w 3D.
No ale do brzegu Janeczka, jak to mówi wujek.
W domu, wieczorem siedliśmy twarzą w twarz i synuś zapytał :

- Mamo, ty mi proszę powiedz, ale tak na poważnie, co jest z tym świętym Mikołajem, istnieje?
- No wiesz, kiedyś tam ... - Chciałam łagodnie, ze wstępem.
- Nie, nie, ja to wszystko znam. Chcę usłyszeć od ciebie, bo ja niby wiem, że to wy z tatą, ale chcę być pewny.
- No tak, to my. Mikołaj nie przychodzi. - Powiedziałam, bo co tu dłużej ukrywać prawdę, nadeszła wiekopomna chwila i już!

Teraz reakcja młodego! Siedzicie państwo? Nie? To siądzcie.

- Uff, to dobrze, bo ja przez ten cały czas bałem się, że jak On tak do nas przychodzi z prezentami, to przy okazji może nas okraść.

No ręce mi opadły. Całe życie (dotychczasowe), myślałam, że moje dziecko w tym właśnie momencie jest najszcześliwsze na świecie, a tu się okazuje, że to była niezła trauma dla niego. Przypomniało mi się, jak szybko zamykał drzwi po wyjsciu Mikołaja, na klucz! Ja myślałam, że on się spieszył do rozpakowywania prezentów.

Wszystkiego najlepszego na nadchodzące święta, rodzinnych spotkań, ciepła wewnętrznego, czasu dla siebie i najbilższych.


Fot : Marecka. Mikołaj atrakcją w sklepie czy coś kombinuje?

Fot : Marecka. Oświetlenie świąteczne, czyli zimowe Las Vegas w Kanadzie.

Fot : Marecka.

Fot : Marecka.

Fot : Marecka.

Fot : Marecka.

Fot : Marecka.




środa, 24 października 2018

Muszę żabę eksmitować

No i znowu mam problem. To znaczy, część uważa, że sobie sama takie problemy wymyślam. Może i tak?
W poprzednią sobotę, zaczęłam powoli wnosić z ogródka kwiaty, które zimują w domu. Niestety jeden musiał jeszcze zostać, ponieważ zamieszkała w nim żaba. Mam wrażenie, że ona sobie znalazła dobre miejsce na przezimowanie. Nie mogę jej wziąć do domu, bo za sucho i nie przeżyje. Nie mogę jej pogonić, bo ona tak na mnie patrzy ...
Postanowiłam działać. Pod ręką był mąż, więc spytałam czy nie mógł by mi domku dla żaby zrobić? Popatrzył na mnie takim wzrokiem, jakby mi chciał zmierzyć temepraturę i nic nie powiedział. Dziwak, pomyślałam. Sam kiedyś na własne oczy widział, co się stało z bezbronną ropuchą na naszym patio, opisałam to zresztą (https://mareckapisze.blogspot.com/2015/09/pies-ogrodnika.html).

A ja jestem poprostu wrażliwa, bardzo nawet i do tego biolog czy tam biolożka z wykształcenia, więc jak mam tą żabę zostawić jak tu mrozy idą, a ona już pewna lokum była, ta żaba? No jakże tak?

Postanowiłam, więc zadzwonić do mamy. Większość mojej rodziny ma fiksum dyrdum jeśli chodzi o zwierzaczki i widzę, że młody też to odziedziczył, bo jeśli chodzi o żabę to spytał się tylko jak ją nazwiemy jak już u nas zamieszka?
Zadzwoniłam wiec do mamy, ona mnie doskonale rozumie jak i moją żabę również. Uzgodniłyśmy wspólnie warunki, w jakich żaba powinna zimować i po tej krótkiej rozmowie przeszłam do czynów. A mianowicie, znalazalam średniej wielkości doniczkę, którą wyłożyłam suchymi liśćmi, przewróciłam do góry dnem i podkładając patyczek, żeby mogła sobie wyjść na wiosnę i ustawiłam w ogródku pod drzewem. Teraz śpię spokojnie i mam nadzieję, że żaba też.



Fot : Marecka. Kwiat, letni domek żaby.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.






środa, 3 października 2018

Jaki mamy dzień?

Zbudziłam się dzisiaj z pytaniem do samej siebie, a mianowicie : jaki mamy dzisiaj dzień tygodnia?
Środa czy czwartek jest teraz właśnie?
Nie miałam czasu na sprawdzanie tego. Bez względu jaki to dzień, jedno jest pewne, jest to dzień pracy!
Jesień, ciemno, mokro ale trzeba się podnieść i wyjść na przystanek. Siąpi coś z nieba, zimno jakoś. Wreszcie kupiłam sobie kolorowy parasol, poprzedni był granatowy. Czy to mi w czymś pomogło? Nie, nadal zastanawiam się jaki mamy dzień. Środa czy czwartek? Mogę zajrzeć do kalendarza w komórce, ale mi się nie che. Wolę się torturować.
Z całego serca chciałabym, żeby to był już czwartunio, ale coś mi mówi, że to jeszcze nie to. Siedzę w autobusie i czytam książkę ale co chwilę się zastanawiam, a może jednak już czwartek? Nie chcę pytać ludzi, zresztą i tak większość siedzi ze słuchawkami w uszach, tylko ja, mamut czytam książkę i to taką klasyczną papierową, z serii od deski do deski. Zastanawiam się, czy jakbym ich oderwała od tej elektroniki pytaniem : przepraszam, jaki mamy dzisiaj dzień, to czy umieliby od razu odpowiedzieć?
I tak się męcze.
W metrze, na ekranach, jak na złość też już przeszła tablica z datą i dniem tygodnia. No cóż, dajadę do pracy i jakoś się dowiem. A to takie proste, część mózgu podpowiada mi, żeby wyciągnąć w końcu komóre i sprawdzić, ale nie ta druga połowa upiera się przy średniowiecznym podejściu, spytać się kogoś, porozmawiać.
Po wejściu do biura, wysyłam pytanie do mamy, do Polski. Mam przed sobą komputer i w końcu wyciągnęłam komórke, ale nie, ja muszę to "usłyszeć". No i dowiaduję się, że jest środa.
Czy mi lepiej z tą informacją? Trochę tak, bo jestem jak ten lokowany produkt, gram dalej, nawet w środę. Jednak, morale trochę w dół, bo zamiast jutro obudzić się w piątuleczek, z którego już z tak zwanej górki, to dopiero będzie wreszcie ten czwartek.



Fot : Marecka. Nie poddaję się, dam radę i środzie.




poniedziałek, 17 września 2018

Urodziny po urlopie

Jak tu świętować urodziny po urlopie?!
Koniec wakacji, koniec lata, wszystko co fajne zostało gdzieś daleko. Nie ma twarogu, nie ma rodzinnych spotkań, pigwówki, omletów, wieczornych spacerów po Kazimierzu, że o wstawaniu bez budzika nie wspomnę. Jest za to praca, szkoła, odrabianie lekcji z młodym, czyli tak zwana proza życia. Do tego jeszcze doszły urodziny ... I z czego to się cieszyć? Lata mijają, lato mija i w ogóle jest jak jest. Będąc dzieckiem czekało się na prezent, tort i gości, a teraz? Dzisiaj moje urodziny kojarzą mi się z konicem urlopu i to nie jest fajne.

Przepraszam za nastrój, ale na usprawiedliwienie pragnę dodać, że pisałam to w poniedziałek rano, zaraz zaczynam pracę. Biedny miś czy tam misiowa ...



Fot : Marecka. Lato się kończy ... 




środa, 12 września 2018

Tenisówki i tamte czasy

Kupiłam sobie ostatnio tenisówki, takie milusie i wygodne. Nie, nie chcę nic i nikogo reklamować, ale po założeniu ich na nogi przypomniał mi się zespół Gawęda ... Czy ktoś pamięta ten zespół taneczno-śpiewający? Oni mieli takie piękne biale tenisówki. Jak ja chciałam być w tym zespole, tańczyć i śpiewać, no i mieć takie tenisówki przede wszystkim! Oni podróżowali, byli kolorowi i uśmiechnięci, co w tamtych czasach było bardzo trudne do osiągnięcia. Aj pisze : "w tamtych czasach", brrr to już?!




Fot :  Marecka. Moje fajne tenisówki ;)



wtorek, 4 września 2018

... i po urlopie


Minął szybko jak zwykle. Powrót jest zawsze trudny, zmiana czasu, miejsca, no i brak rodziny. Tyle się działo tym razem, to znaczy w sumie jak zawsze, ale może bardziej rodzinnie?

Kraków, spotkania z rodziną, czemu tak daleko poniosło nas po wojnie. Lubię Szczecin, ale kocham Kraków! Czytam kryminał polecony prze Ludwikę, czytam i chodzę po Krakowie (dzięki Kochana). Ciasto 3 bit to jest coś, mistrzostwo świata, dołączyłam do listy wielbicieli. Czternascie osób, dwa psy, burza i chłopaki grający w piłkę nożną (w domu!!!) i było super.
Hotel w strategicznym miejscu i wyjątkowym nastrojem, dzięki Elfik.

Później był biwak, ale to już w Zachodniopomorskim. Moje dziecko pierwszy raz spało w namiocie i nie musiało się myć codziennie, pływanie w jeziorze późnym wieczorem równało sie przysznicowi. Na środku jeziora w kajaku z ukochanym wujkiem, stwierdził, że to jego drugi najszczęśliwszy dzieńw życiu. Szczęśliwy był synuś, oj bardzo. Dzięki Górna!

No i atmosfera u Rodziców, dom, prawdziwy dom! Młody stwierdził ostatnio : babcia ma zawsze wszystko, może nawet rosół ugotować szybko dla mnie, a dziadek jest śmieszny i lubi się wygłupiać ze mną. Babcia Mysia jest dzielna i lubi muzykę.





Fot :  Marecka. Szczęście trwa krótko, dlatego nauczmy się z niego korzystać.






czwartek, 26 lipca 2018

Raz zimno, a raz gorąco

Ludwika mi pisze "super klimat", ale mnie to jakoś nie przekonuje. Nie mogę zrozumieć, że zimą mamy bardzo zimno, a latem bardzo gorąco tak, że ostatnio w ciągu paru dni w samym Montrealu zmarło ponad 50 osób. W większości były to osoby samotne, które w domach nie miały klimatyzacji.
I tak proszę państwa pół roku spędzamy w domach z zamkniętymi szczelnie oknami ze względu na mrozy i śnieżyce i sporą część z klimatyzacją w domu i pracy ze względu na porażające gorąco. Tą część roku nazywają tutaj Canicule. Przy temperaturze +30 stopnie Celcjusza mamy wilgotność 70% i więcej (dzisiaj na przykład przy +30 było 92%), co jest nie do zniesienia. Wszędzie chodzi klima na całość, w sklepach, pracy, w domu. Bez niej nie można spać, normalnie funkcjonować.

Nie ma co, czas zacząć urlop!
Wspaniałego wypoczynku i pogody wszystkim życzę i do zobaczenia po wakacjach.



Fot : Marecka. Grażyna ledwo dycha.


Fot : Marecka. Temperatura na zewnątrz 38 stopni C.


Fot : Marecka. Grażyna wylegująca się w cieniu.


Fot : Marecka. Grażyna, zmieniła strony, teraz ogonkiem na północ.





piątek, 15 czerwca 2018

Co robią myszy u kota w domu

No jak to co robią myszy u kota w domu?! Jak w domu jest kot, to nie ma myszy i tu można by skończyć temat.


Jednak czasy się zmieniły i prawdopodobieństwo posiadania myszy w domu, z równoczesnym posiadaniem kota jest bardzo duże w niektórych regionach świata.

Otóż, są takie kraje, miejsca na świecie, gdzie można wyrwać na zawsze kotu pazury. Robią to niektórzy właściciele, ponieważ nie chcą mieć podrapanych swoich pociech i … mebli!

Na własne oczy widziałam takie koty i efekty takiego okaleczenia tych zwierzaków. Takie koty nie mogą wychodzić na zewnątrz, ponieważ są całkowicie bezbronne, w domu również jak się trafi bezstresowo wychowywany dzieciaczek, zastaje jedynie ucieczka. Siedzą z nosem przy szybach i oglądają świat, natomiast na dwór wychodzą na smyczy. Koty chcą się bawić, szczególnie te młode ale już nie mogą niczego złapać w pazurki, odbijają zabawkę jak rakieta tenisową. No i nie mogą polować! Dom, dwa młode koty, czyli w formie do polowań, a myszy grasują. To znaczy, te co widziałam były już martwe. Żal myszy i kotów. Koty od razu zaprowadziły mnie do miejsca, gdzie coś jest nie tak. Pazurów nie mają ale instynkt został! Wszyscy pamiętamy dlaczego Pawlak potrzebował kota i ile go to kosztowało, "że o rowerze nie wspomnę". Myszy grasowały w całym gospodarstwie i jak już Pawlak nie dał im rady nawet ze swoim granatem ze świątecznego ubrania, to wydawałoby się, że nikt sobie nie poradzi. Ale nie, on postawił na kota, kota z pazurami!
 


Fot : Marecka. Myszy są nawet w domu u kota.

Fot : Marecka. Kot jest a nawet dwa, ale bez pazurków.




wtorek, 5 czerwca 2018

Jak wygląda pierwiastek

Jak wygląda pierwiastek, a nie co to jest pierwiastek- spytał się mnie synuś w czasie jazdy samochodem.
Siedziałam za kierownicą i nie mogłam mu ani narysować, ani nawet wyguglować jak owy wygląda. Tu chciałam wspomnieć, że siedzi się przy fortepianie a nie "za" (ciociu wiem, że w niebie można czytać i na pewno się uśmiechniesz).
Musiałam, wiec jakoś słownie zobrazować ten twór matematyczny. Zaczęłam tak : zamknij oczy i wyobraź sobie literę "V" ale z lewej strony jest krótsza kreska z taką półką, a z drugiej jest dłuższa i tam ma taki daszek. Odetchnęłam i dumna z siebie kontynuowałam jazdę.
Co na to młody? Ano dostał ataku śmiechu małolat! Jak już się uspokoił, to powiedział, "normalnie komedia mamusiu" i obiecał, że jak wrócimy do domu, to mi to narysuje.




No i mi narysował.



piątek, 25 maja 2018

Mleczaki i plan B

Ostatnio wyrwałam młodemu dwa zęby, mleczaki. Dwa dolne kły, nazwane swego czasu przez moje dziecko zębami szpiczastymi.

Wieczorem, w czasie kąpieli dowiedziałam się, że moje ukochane dziecko miało spieprzony dzień przez zęby, które się ruszają. Mało tego, przez te ruszające się kły, to nie może jeść! Jako matka nie mogłam się na to zgodzić, żeby mi dziecko padło z głodu przez zęby. Zdeterminowana jednym ruchem wyrwałam jednego a później drugiego szpiczastego zęba.
Myślałam, że będzie ryk, ale nie. Wręcz przeciwnie, zostałam "bohaterem we własnym domu". Szczęśliwe i uśmiechnięte dziecko zadało mi pytanie czy jeśli jego kolega, który ma podobny problem, ale tylko z jednym zębem będzie chciał go sobie wyrwać, to czy ja mu pomogę?
Teraz jestem spokojna, jeśli mówimy o planie B na życie. Mogę wyrywać mleczaki jakby co!

Dziecko przed snem powiedziało, moja najukochańsza mamusia, co mi dwa zęby wyrwała ... i usneliśmy obydwoje szczęśliwi. Jednak, od paru dni mam koszmary. Śni mi się, że pod domem ustawia mi się kolejka dzieci z mleczakami do wyrwania ... Mało tego! Spotkałam Gabriela, kolegę Wojtka i oznajmił mi, że już prawie jest gotowy do wyrwania jego jeden ząb, czyli młody się już pochwalił.




Fot : Marecka. Mleczaki młodego.



czwartek, 19 kwietnia 2018

Żeńszeń i szczere chęci

U nas koniec zimy kalendarzowej wcale nie oznacza końca zimy, co oczywiście nie jest żadnym tam odkryciem. Odkryciem natomiast, jest dla mnie co roku mój stan psychiczny i fizyczny pod koniec zimy czy tam na początku kalendarzowej wiosny. Jak co roku zmęczona jestem tym, że ciągle jestem zmęczona. Wieczorem, zasypiając planuje już sobotnią drzemkę. Nie, to nie jest normalne!
Tradycyjnie najpierw mnie ten stan strasznie dołuje i nie robię z nim nic. Poddaję się. Nie mam siły ani chęci na nic. Trochę to trwa ...
Za jakiś czas postanawiam się jednak wziąć za siebie. Czytam, gugluje, szukam przyczyn i sposobu na zasypanie mojego doła. Konkluzja jest zawsze taka sama : koniec zimy, osłabienie, brak witaminy D.
Przechodzę wiec do ofensywy. Zaczynam więcej ćwiczyć, idę sobie kupić cos ładnego, w każdej możliwej chwili chłonę promienie słońca. Po jakimś czasie odwiedzam aptekę, z której wychodzę z witaminą D i jak co roku słyszę od farmaceuty, że w tym klimacie zaczynamy już w październiku brać ową (witaminę D).
W tym roku poszłam dalej! A mianowicie, postanowiłam odwiedzić chińską dzielnicę, a konkretnie parę sklepów z dziwnymi korzonkami, herbatami, przyprawami itp. Dowiedziałam się, że spożywamy zbyt dużo soli (Na), która to zastępuje potas (K), a który to pierwiastek jest odpowiedzialny za energie między innymi. Do tego, pijemy zbyt dużo kawy i mocnej herbaty, która wypłukuje magnez, a bez niego jesteśmy nerwowi i mamy problemy ze snem. Jak się nie wyśpimy, to pijemy więcej kawy ... i kółko się zamyka. Pani Chinka zaleciła mi jeść jednego banana do dwóch dziennie (zawiera potas) i kupić żeńszeń, który mam pić zamiast kawy.
Tak też zrobiłam. Chodzę wprawdzie jak śnięta rybka, bo bez tej kawy łatwo nie jest. Dodam, że kupiłam też witaminę D, którą łykam, jak nie zapomnę i tak mam zamiar dojechać do widocznej wiosny, bo póki co, to tak jak na zdjęciach niżej.



Fot :  Marecka.

Fot  : Marecka


Fot : Marecka





środa, 11 kwietnia 2018

Mucha nie siada

Wracam do cytatu z książki "Maria Skłodowska-Curie i jej córki" Shelly Emling, który brzmi tak : "z barku innych zajęć oddaje się muzyce".

Tak, można się oddać muzyce czy czytaniu, to wiem i jak najbardziej chętnie bym się poddała takiemu luksusowi.
Jednak, co tu zrobić, żeby mieć ten "brak innych zajęć"? Oddać się, czyli rozumiem tak na sto procent, tylko to i nic innego. Oznacza to, że nie wystarczy mała chwila, tylko raczej spory kawałek czasu.

Różne są etapy w życiu człowieka, rodziny. Ja, obecnie oddaje raczej większość mojego czasu na pracę zawodową, która to razem z dojazdami pochłania sporą część tygodnia. Wynika to z konieczności, obowiązku. Opłaty, przyjemności to wszystko kosztuje, ale nie mówię, że nie lubię tego co robię!Podsumowując, pracować trzeba.

Dziecko w wieku szkolnym, również wymaga poświęcenia czasu, uwagi ale przede wszystkim serca, czułości. To jest inwestycja na przyszłość. Warto. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Codzienne, wspólne odrabianie lekcji, rozmowa czy spożywanie posiłków oraz wysłuchiwanie wrażeń z właśnie czytanej książki (obecnie o smokach) - na to trzeba znaleźć czas. Czas i cierpliwość, co czasami jest niezłą akrobacją. Takie potrójne salto połączone ze skokiem z tak zwanej mamuciej skoczni. Jakie są koszta? Można powiedzieć, nie ma żadnych. Czy lekki bałagan, kurzyki inaczej zwane kotami lub pyłkami czy czasem zjedzona mrożona pizza zamiast gotowanych brokuł, to są koszta? Nie, to jest norma w życiu zabieganej rodziny, dla której najważniejsze jest wychowanie dziecka i rodzinnie spędzony czas.

Wracając do szukania czasu na relaks, w obecnym etapie mojego życia nie jest to łatwe. Jak już kiedyś pisałam, staram się ostatnio znaleźć taką małą chwilkę dla siebie, żeby wrócić po niej z uśmiecham do rutyny dnia codziennego. W dzisiejszym, zabieganym świecie mało kto ma tego czasu tylko dla siebie tyle, ile by chciał czy potrzebował. Warto jednak nauczyć się wykorzystywać nawet malutką, tycią chwilkę na coś co się lubi robić albo oddać się tak zwanemu słodkiemu nicnierobieniu. Obserwuje pana, który codziennie rano dochodząc do przystanku autobusowego, nagle zwalnia i zaczyna iść jak polujący żuraw po wodzie. Myślę, że to jest jego sposób na wyciszenie i zwolnienie tempa przed pewnie ośmiogodzinnym dniem pracy. Jego żurawie stąpanie trwa pare minut i pokonuje dystans może z siedem metrów, ale to jest właśnie ta jego mała chwilka dla siebie samego.

Teraz skąd taki tytuł tego wpisu "Mucha nie siada". Nie dlatego, że tak czysto czy tak dobrze. Nie. Mucha nie siada, bo jest nieciekawie. Tak sobie to powiedzenie tłumaczyłam kiedyś jako dziecko. I tego będę się trzymać.

Fot : Marecka. Ktoś zauważy wiosnę w domu, piękne kwiaty, a inny brudne szyby. Muszą być brudne po zimie! Kiedyś się wezmę, jak śpiewa Kuba Sienkiewicz.




piątek, 9 lutego 2018

Pączki, mantra i Karaiby

Wczoraj był tłusty czwartek. Udało się i były w domu pączki. To zasługa moich facetów, którzy wybrali się spory kawałek drogi do polskiego sklepu i przywieźli pyszne słodkie, tłuściutkie pączusie. Zjadłam, zjadłam, no tego, zjadłam dwa. Tak, wiem nic się teoretycznie nie stało. Poczułam się jednak winna, że uległam pokusie, mimo że obiecałam sobie jeść zdecydowanie mniej słodyczy przez zimę. Ale one tak na mnie patrzyły z tego pudełka, jak to mówi pani Agnieszka z kabaretu Jurki.

Mantra, moja mantra mnie uratowała, ale od początku. Od paru dni mam swoje słowo, które powtarzając staje się moją mantrą. Zapragnęłam mieć swoją prywatną po rozmowie z bardzo ciekawą osobą, której mantra ratuje system nerwowy, średnio raz dziennie. Powiedziano mi, że : "powtarzanie jej ma pomóc w opanowaniu umysłu, uspokojeniu i oczyszczeniu go ze splamień". I to ma sens. Potrzebowałam wymyśleć swoją.
To miało być słowo, które daje mi uśmiech na twarzy, przypomina coś miłego, coś, co sprawia, że czuje się szczęśliwa.

I tak wymyśliłam sobie słowo Kuba. Miejsce na Ziemi, w którym czułam się jak w raju (chodzi mi o plaże). Jednak powtarzając Kuba, Kuba, Kuba, pojawiał mi się Kuba z Rozlewiska (Antek Królikowski). Nie, nie mam nic przeciwko temu aktorowi, ale nie o taki efekt mi chodziło. I wtedy wymyśliłam sobie te Karaiby. I to jest to!

Wracając do pączków. Splamiłam swoje dobre samopoczucie zjedzeniem dużej ilości słodyczy. Wtedy przypomniało mi się, że mantra, moja prywatna może mi pomóc strawić pączusie i uspokoić umysł. Po paru minutach powtarzania mojej mantry, nie tylko uśmiech mi się pojawił na twarzy ale też tak się dobrze poczułam, że zjadłam trzeciego pączka!



Fot : Marecka. Tłusty czwartek, pączki muszą być.

Fot : Marecka. Ciepło, kolorowo, egzotycznie, spokojnie.

Fot : Marecka. Kolory Karaibów.

Fot : Marecka. Raj na Ziemi? Dla mnie tam!




piątek, 26 stycznia 2018

Alfred Hałasa

Dlaczego chce pisać o znanym plakaciście Alfredzie Hałasie?
Ano dlatego, że go cenie i lubię. Jest specyficzny, jak każdy artysta, to nie jest akurat nic nowego. Jednak to, co mnie zainteresowało w nim to, że ma wyjątkowe wyczucie człowieka. I to jest jeden z wielu jego talentów.
Udało mi się umówić z nim dwoje młodych ludzi, którzy mieli problem z wyborem swojej drogi życiowej. Pomógł.
Znam osobiście jednego, obecnie już nie takiego młodego, i wiem, że wiele razy ustawił go na dobrym torze. Wiele razy słyszałam jak mówią na Alfreda jego studenci i absolwenci "nasz Alfred". Tak, profesor uniwersytecki Alfred Hałasa jest człowiekiem otwartym, zaganianym, do dyspozycji, pedagog z powołania, czyli poświęcony swojej misji ale ... No właśnie, ileż to czasu i energii poświęcił profesor sztuce!
Całe swoje życie Alfred hałasował kolorem i to tak znakomicie, że jego plakaty są rozpoznawalne na całym świecie wśród znawców tej dziedziny. Polska szkoła plakatu to On, mimo, że od ponad 40 lat mieszka i pracuje w Montrealu. Na wernisażu wystawy stałej plakatów, w polskiej bibliotece w Montrealu, mówił, że nigdy nie zapomniał o swojej alma mater, czyli ASP w Krakowie. Stała wystawa części jego plakatów ma tytuł "Espace Halasa". Ta przestrzeń Hałasy musiała powstać, przenieść się chociaż częściowo z uniwersytetu w kuluary polskiej biblioteki, żeby trwać. Profesor wybiera się na emeryturę, likwiduje, porządkuje swoje biuro - pracownie o niezapomnianym klimacie (tego się nie da odtworzyć).
Mam nadzieję, że studenci z "École de design UQAM" zapamiętają i częściowo zaadoptują taki styl pracy jak im pokazywał przez czterdzieści dwa lata nasz Alfred.




Fot : Marecka. Wojtek z Alfredem Hałasą.

Fot : Marecka. Wernisaż wystawy "Espace Halasa".

Fot : Marecka. Alfred Hałasa.

Fot : Marecka. Plakat promujący wystawę stałą w Bibliotece Polskiej im. Wandy Stachiewicz w Montrealu.

Fot : Marecka.

Fot : Marecka.

Fot : Marecka.

Fot : Marecka.