czwartek, 19 kwietnia 2018

Żeńszeń i szczere chęci

U nas koniec zimy kalendarzowej wcale nie oznacza końca zimy, co oczywiście nie jest żadnym tam odkryciem. Odkryciem natomiast, jest dla mnie co roku mój stan psychiczny i fizyczny pod koniec zimy czy tam na początku kalendarzowej wiosny. Jak co roku zmęczona jestem tym, że ciągle jestem zmęczona. Wieczorem, zasypiając planuje już sobotnią drzemkę. Nie, to nie jest normalne!
Tradycyjnie najpierw mnie ten stan strasznie dołuje i nie robię z nim nic. Poddaję się. Nie mam siły ani chęci na nic. Trochę to trwa ...
Za jakiś czas postanawiam się jednak wziąć za siebie. Czytam, gugluje, szukam przyczyn i sposobu na zasypanie mojego doła. Konkluzja jest zawsze taka sama : koniec zimy, osłabienie, brak witaminy D.
Przechodzę wiec do ofensywy. Zaczynam więcej ćwiczyć, idę sobie kupić cos ładnego, w każdej możliwej chwili chłonę promienie słońca. Po jakimś czasie odwiedzam aptekę, z której wychodzę z witaminą D i jak co roku słyszę od farmaceuty, że w tym klimacie zaczynamy już w październiku brać ową (witaminę D).
W tym roku poszłam dalej! A mianowicie, postanowiłam odwiedzić chińską dzielnicę, a konkretnie parę sklepów z dziwnymi korzonkami, herbatami, przyprawami itp. Dowiedziałam się, że spożywamy zbyt dużo soli (Na), która to zastępuje potas (K), a który to pierwiastek jest odpowiedzialny za energie między innymi. Do tego, pijemy zbyt dużo kawy i mocnej herbaty, która wypłukuje magnez, a bez niego jesteśmy nerwowi i mamy problemy ze snem. Jak się nie wyśpimy, to pijemy więcej kawy ... i kółko się zamyka. Pani Chinka zaleciła mi jeść jednego banana do dwóch dziennie (zawiera potas) i kupić żeńszeń, który mam pić zamiast kawy.
Tak też zrobiłam. Chodzę wprawdzie jak śnięta rybka, bo bez tej kawy łatwo nie jest. Dodam, że kupiłam też witaminę D, którą łykam, jak nie zapomnę i tak mam zamiar dojechać do widocznej wiosny, bo póki co, to tak jak na zdjęciach niżej.



Fot :  Marecka.

Fot  : Marecka


Fot : Marecka





środa, 11 kwietnia 2018

Mucha nie siada

Wracam do cytatu z książki "Maria Skłodowska-Curie i jej córki" Shelly Emling, który brzmi tak : "z barku innych zajęć oddaje się muzyce".

Tak, można się oddać muzyce czy czytaniu, to wiem i jak najbardziej chętnie bym się poddała takiemu luksusowi.
Jednak, co tu zrobić, żeby mieć ten "brak innych zajęć"? Oddać się, czyli rozumiem tak na sto procent, tylko to i nic innego. Oznacza to, że nie wystarczy mała chwila, tylko raczej spory kawałek czasu.

Różne są etapy w życiu człowieka, rodziny. Ja, obecnie oddaje raczej większość mojego czasu na pracę zawodową, która to razem z dojazdami pochłania sporą część tygodnia. Wynika to z konieczności, obowiązku. Opłaty, przyjemności to wszystko kosztuje, ale nie mówię, że nie lubię tego co robię!Podsumowując, pracować trzeba.

Dziecko w wieku szkolnym, również wymaga poświęcenia czasu, uwagi ale przede wszystkim serca, czułości. To jest inwestycja na przyszłość. Warto. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Codzienne, wspólne odrabianie lekcji, rozmowa czy spożywanie posiłków oraz wysłuchiwanie wrażeń z właśnie czytanej książki (obecnie o smokach) - na to trzeba znaleźć czas. Czas i cierpliwość, co czasami jest niezłą akrobacją. Takie potrójne salto połączone ze skokiem z tak zwanej mamuciej skoczni. Jakie są koszta? Można powiedzieć, nie ma żadnych. Czy lekki bałagan, kurzyki inaczej zwane kotami lub pyłkami czy czasem zjedzona mrożona pizza zamiast gotowanych brokuł, to są koszta? Nie, to jest norma w życiu zabieganej rodziny, dla której najważniejsze jest wychowanie dziecka i rodzinnie spędzony czas.

Wracając do szukania czasu na relaks, w obecnym etapie mojego życia nie jest to łatwe. Jak już kiedyś pisałam, staram się ostatnio znaleźć taką małą chwilkę dla siebie, żeby wrócić po niej z uśmiecham do rutyny dnia codziennego. W dzisiejszym, zabieganym świecie mało kto ma tego czasu tylko dla siebie tyle, ile by chciał czy potrzebował. Warto jednak nauczyć się wykorzystywać nawet malutką, tycią chwilkę na coś co się lubi robić albo oddać się tak zwanemu słodkiemu nicnierobieniu. Obserwuje pana, który codziennie rano dochodząc do przystanku autobusowego, nagle zwalnia i zaczyna iść jak polujący żuraw po wodzie. Myślę, że to jest jego sposób na wyciszenie i zwolnienie tempa przed pewnie ośmiogodzinnym dniem pracy. Jego żurawie stąpanie trwa pare minut i pokonuje dystans może z siedem metrów, ale to jest właśnie ta jego mała chwilka dla siebie samego.

Teraz skąd taki tytuł tego wpisu "Mucha nie siada". Nie dlatego, że tak czysto czy tak dobrze. Nie. Mucha nie siada, bo jest nieciekawie. Tak sobie to powiedzenie tłumaczyłam kiedyś jako dziecko. I tego będę się trzymać.

Fot : Marecka. Ktoś zauważy wiosnę w domu, piękne kwiaty, a inny brudne szyby. Muszą być brudne po zimie! Kiedyś się wezmę, jak śpiewa Kuba Sienkiewicz.